Gazeta Wyborcza we Wrocławiu z 20.06.2005 r.
Kolejny dzień procesu lubińskiego
Słowa o użyciu broni w Lubinie padły podczas posiedzenia wojewódzkiego sztabu milicji - zapewniał wczoraj sąd Jan M., były zastępca komendanta miejskiego milicji w Lubinie.Kolejny dzień procesu lubińskiego
To właśnie on 31 sierpnia 1982 roku wysłał na demonstrantów w Lubinie uzbrojony pluton ZOMO. Zginęli wówczas Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz. Wczoraj, w kolejnym dniu procesu przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu, były milicjant odpowiadał na pytania. Zrelacjonował m.in. posiedzenie sztabu, w którym udział wziął także komendant wojewódzki.
- To było parę dni przed zdarzeniami. To tam padły ostre słowa, że nie można dopuścić do udanej demonstracji, bo stan wojenny straciłby sens - mówił Jan M. - Mówiono nam, że trzeba działać tak, aby było przekonanie, że bezkarności nie będzie. Nie dopuszczałem jednak myśli, że będę musiał wykonywać takie zalecenia.
Jan M. po raz kolejny podkreślił, że plan, w którym umieszczono go jako odpowiedzialnego za tłumienie demonstracji, nie jest prawdziwy i powstał dzień po zajściach. Odpowiadając prokuratorowi, zaprzeczył, że akcja rozpędzania demonstracji w Lubinie mogła mu pomóc w awansie na komendanta wojewódzkiego. - Nie liczyłem na to. Byłem wtedy młodym oficerem, zaledwie porucznikiem, nie miałem takich ambicji - zapewnił.
Zaprzeczył też tezie, że decyzja o ściągnięciu broni z ostrą amunicją z mniejszych komisariatów w regionie miała wzmocnić milicję w Lubinie przed demonstracją. - Chodziło o to, aby broń ta nie dostała się w niepowołane ręce, a te placówki były gorzej chronione - wyjaśnił.
Jan M. stanął już raz przed sądem - w 2003 r. Sąd Okręgowy skazał go na 2,5 roku więzienia. Dzięki amnestii wyrok zmniejszono do roku i trzech miesięcy, ale Sąd Apelacyjny go uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Marian Maciejewski