deutsche version english version
Lubin 1982
główna  fotografie  archiwum  wystawy  wydawnictwa  linki  forum  blog  kontakt

NaszeMiasto.pl z 26.08.2006 r.

Został tylko adidas

Czy była czwarta, zatajona dotąd ofiara wydarzeń lubińskich?

Świadkowie widzieli przejechanego przez nyskę chłopaka i kubeł krwi na dróżce przecinającej obecne targowisko. Dzień później przynosili tu kwiaty i palili znicze. IPN uznał to za legendę i nie szukał dowodów zbrodni.

Podręczniki uczą, że od milicyjnych kul zginęli w Lubinie Andrzej Trajkowski, Mieczysław Poźniak i Michał Adamowicz. A może jeszcze ktoś? "Nikt nie szukał czwartej ofiary" przyznaje Łukasz Kamiński, historyk Instytutu Pamięci Narodowej.

Zagadkę próbuje rozwikłać Wojciech Wiszniowski, badacz najnowszej historii miasta. 31 sierpnia 1982 r. był w sercu wydarzeń. Pamięta, jak na terenie obecnego targowiska młody chłopak próbował uciec milicji. "Nyska uderzyła w niego, a potem przejechała, biorąc leżącego między koła" opowiada. "Kawałek dalej kierowca zatrzymał samochód, cofnął. Wyskoczyli milicjanci, podnieśli ciało z ziemi, wrzucili do środka i odjechali" wspomina Wiszniowski.

Z odległości ok. 100 metrów zdarzenie widział też Mateusz Borkowski, gdy próbował z żoną przedostać się na ul. Świerczewskiego. "Przed nyską uciekał jeszcze jakiś inny człowiek, ale skręcił między drzewa i umknął" przypomina sobie Borkowski. "A ten chłopak biegł zygzakiem. Usłyszałem strzał. Wydawało mi się, że uciekający dostał petardą w plecy, bo upadł. Nyska przejechała nad nim. Zabrali ciało".

Po tajemniczym młodzieńcu został biały adidas i krew na bruku. "Wiadro krwi" dopowiada Adam Nowicki, aresztowany przez milicjantów za udział w manifestacji. Pamięta, jak przy plamie ludzie zbudowali symboliczny grób, taki jak w miejscu śmierci Trajkowskiego, Poźniaka i Adamowicza. Palili znicze i kładli kwiaty, które wieczorami usuwała milicja.

Na zdjęciach z tamtego okresu wśród wiązanek widać białego adidasa tajemniczego młodzieńca. "Ludzie mówili, że zginął potrącony przez milicyjną sukę" potwierdza Mirosław Bodnar. Jego wspomnienia Stanisław Śnieg spisał w książce "Alarm dla Lubina".

Gwizdały kule
Jest tam też opowieść Ryszarda Stefanowicza, który twierdzi, że to on biegł przed nyską. "Koło mych uszu gwizdały kule. Uciekając, kątem oka zauważyłem, że mam pokrwawioną koszulę. Nogi mi się ugięły. W tym momencie poczułem uderzenie w plecy. Straciłem przytomność. Po odzyskaniu przytomności słyszałem, jak ktoś powiedział: Zabrać go do szpitala".

Co innego napisał w liście do Prokuratury Garnizonowej we Wrocławiu ojciec zabitego przez milicję Mieczysława Poźniaka: "Ten na łące został zastrzelony z wieżyczki. Wóz bojowy chciał go przejechać. On uciekał po łące zygzakiem, a wóz tak jechał za nim i z odległości 3 metrów strzelono do niego z tyłu. Jak upadł, wóz cofnął się i wrzucono go do niego i odjechali. Tylko jeden but został (adidas). Proszę popatrzyć, jeszcze widać ślady na trawie".

Ciężarówka - klucz?
Prokurator Edward Zalewski z Legnicy, który prowadził dochodzenie w sprawie lubińskich wydarzeń, potwierdza: – Takie relacje krążyły. My je weryfikowaliśmy. To był jeden z wielu wątków śledztwa. Ale dowodów nie było. Nie znalazł ich też Grzegorz Braun, który wyreżyserował film o wydarzeniach lubińskich. "W dramatycznych momentach tworzą się legendy. To normalne" tłumaczy Łukasz Kamiński z IPN-u.

Wojciech Wiszniowski ma jednak trop, którego do tej pory nikt nie sprawdzał. "Trzy dni po strzelaninie w przystanek WPK przy Robotniczej wjechał ciężarowy kraz" relacjonuje Wiszniowski. "Gazeta Robotnicza" z tamtego okresu pisze o 7 rannych. Ale pamiętam, że była też ofiara śmiertelna, o której prasa milczy, choć miasto o tym huczało. Młody chłopak z mojego osiedla, który wyszedł z domu 31 sierpnia i przepadł. Rodzina dziwiła się, co robił przy Robotniczej, skoro na osiedlu Polne nie miał znajomych.

Wiszniowski podejrzewa, że chłopak mógł zginąć 31 sierpnia, na targowisku. Jego ciało podrzucono na staranowany przez ciężarówkę przystanek, by zatuszować zbrodnię. Na razie to jednak tylko hipoteza i bez nowych świadków lub dokumentów trudno będzie ją zweryfikować. Opowiadając jego historię, liczymy, że zgłoszą się do nas osoby posiadające jakieś informacje na ten temat, a Instytut Pamięci Narodowej zainteresuje się sprawą.

Piotr Kanikowski - NaszeMiasto.pl

punktpowrót do archiwum
punktna początek strony

© Krzysztof Raczkowiak